FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Ballada

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Archiwum
Autor Wiadomość
Keriann
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Śro 23:25, 22 Lis 2006    Temat postu: Ballada

Tu, od 26.11.2006r. zamieszczamy nasze prace konkursowe Smile
Długość dowolna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kelly




Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 19:48, 03 Gru 2006    Temat postu:

Ten wiersz jest robiony na podstawie autentycznej sesji RPG, ja grałem tam druida/barda z rasy aasimarów. Znalazłem zdechłego smoka w środku bagien, a ponieważ nie mogłem go sam przetransportować dogadałem się z jednym magiem. Załatwiliśmy jednego trolla, który mieszkał obok w jaskini, a zyskami ze sprzedaży podzieliliśmy się. Ale jako bard nie mogłem przedstawić w wierszu takiej prozy. Stąd co nieco podretuszowałem sprawę i wyszedł wiersz, jak poniżej.

O bogowie poezji, która sławi cnoty,
Użyczcie mi swej mocy, bym mógł śpiewać o tym
Jak para bohaterów dumnych i zuchwałych
Zdobyła na wyprawie smoczy skarbiec cały.

Od czegóż mam rozpocząć te fragmenty pieśni?
Od smoka, co tysiące dziewic był zbezcześcił,
Tysiące miast i wiosek zniszczył poprzez lata,
Toteż go ludzie zwali najgorszą z plag świata.
A któż jego siedziby z nas wyśledzić zdoła?
Trzeba by skrzydeł orła i oczu sokoła,
By dotrzeć w środek bagien, tam gdzie jego leże
Gdzie stworów żyje krocie, wielkich niczym wieże
O oczach tak okrutnych, jak sto abishai.
Wszędy się groza wielka dookoła czai.
Smokowi zaś służyło trolli całe krocie,
Zaś gad ów ludobójca, w krwawym leżał złocie.


A teraz bohaterów przedstaw pieśni moja
Jednego czarodzieja i jednego woja
Po trosze i druida, po trosze i barda.
Obaj zaś to herosów wielkich awangarda.
Jeden z nich był człowiekiem, drugi aasimarem
O oby będą kiedyś śpiewać pieśni stare
O męstwie i potędze i odwadze wielkie
Co potrafi zwyciężyć przeciwności wszelkie.

Kiedy do smoka doszły wieści o wyprawie,
O sile bohaterów, oraz o ich sławie
Choć, sam był nieustraszon, przestraszył się bardzo,
Jak zając, którym ludzie, dla bojaźni gardzą.
Poczuł, że nie dostoi, bohaterom mężnym,
Co kroczą niewzruszenie, niczym pułk zaciężny
I krocie pokonują i tysiące wrogów,
Zbliżają się do niego, niczym para bogów.
Próbował był uciekać. Skrzydeł nie rozwinął,
Gdy nadszedł atak serca. I tak smok ów zginął.
Nie wiem, czyli ze strachu? Czy to były czary,
Rzucone przez herosów na smoka z pieczary?
Lecz wolno mi uwierzyć, wy również uwierzcie,
Że magią pokonany został gad nareszcie.

Lecz pozostało jeszcze trolli całe plemię,
Co w jaskiniach mieszkają wrastających w ziemię.
I hurmem wyskoczyli z swoich siedzib ziemnych
Pędząc na bohaterów, niczym obłok ciemny,
Dzierżąc maczug tysiące. Pał i proc – setkami.
Śmierć dwojgu bohaterom wzeszła przed oczami,
Lecz nie tracąc rezonu stawili jej czoła.
Ach! Czyjeż pióro męstwo ich opisać zdoła?
Druid siły natury wezwał ku pomocy.
Ku trawom popłynęła fala wielkiej mocy
Trawy miażdżone wielką stopą trollich łowców
Oplątywały nogi swoich prześladowców.
Mag puścił w nich natychmiast parę fireballi,
Co zwaliły na popiół kila rzędów trolli.
Potem za broń chwycili mordując potwory,
Kilka zdołało tylko uciec o swej nory,
Lecz i tam ich znalazła bohaterów para,
I tak bestie spotkała sprawiedliwa kara.

A potem zapuścili, w głębie się jaskini.
Skarb odnaleźli smoczy. Złoto, srebro w skrzyni,
Dwie kolie brylantowe, złocone półmiski,
Dwa pozłacane rogi, cztery srebrne gwizdki.
Diamentowy naszyjnik, zdobione czajniki,
Szczerozłote pucharki, ze srebra imbryki,
Buty, co miast obcasów, zdobiły rubiny,
Figi średniej wielkości, odlane z platyny,
Dziewięć futer sobolich podbitych atłasem,
I tunikę z jedwabiu, spiętą srebrnym pasem.
A co zwykłych pieniędzy, zliczyć nikt nie zdoła,
Choćby liczył na skórze największego woła.

Co było z nimi dalej, pieśń nie opowiada,
Co zrobili herosi po zabiciu gada.
Gdzieś na szlaku wędrowców może ich spotkacie,
Dwóch zacnych bohaterów, wspaniałe postacie.
Lecz wy, coście słuchali, mojej krótkiej pieśni
Rzućcie mi trochę grosza. I niech wam się szczęści.


Drugi utwór powstał dla uhonorowania pewnej grupy osób pewnego forum. Nailee, Cytryna, FuR, Veronoqhann, Gardenia, Elros, Szauszka, Cathia, Frangorn, Nenitris, Naugril, Czajna, Lilith, Josiph, Radegast oraz moja skromna osoba rzeczywiście stanowili towarzystwo jednego forum. Pewnie inaczej się czyta, kojarząc konkretne osoby oraz ich nawyki, jednakże obecna forma może także się nada

Natenczas Nailee chwycił, przy pasie zapięty,
Swój miecz długi, stalowy, w ostrzu nieco zgięty.
Uniósł go ponad głowę dzierżąc jak buławę,
Krzyknął: Naprzód wojacy, za honor i sławę!
I pomknął niczym burza, albo i dwie burze
Poprzez gaj, pole, lasek, aż wpadł na podwórze,
Gdzie właśnie pośród grozy strasznego horroru
Pił, gwałcił i rabował pułk jegrów z Mordoru.
Ork pierwszy z dzikim wrzaskiem na Nailee’go ruszył,
Lecz ten go swoim mieczem wnet pozbawił duszy.
O wy czasy straszliwe, które pamiętacie
Orków mordy ohydne i trolli postacie,
Strojne w czarne mundury i złote lampasy,
Guziki wysadzane, złociste kutasy,
Pamiętajcie na zawsze spośród wszystkich ludzi
Żyjących i na Litwie i na pięknej Żmudzi
Bohaterów największych, tych córek i synów,
Co to wielkich dowiedli swą dzielnością czynów.

Nailee wpadł na podwórze, a któż za nim stoi?
Jakaś postać straszliwa w szmelcowanej zbroi
Uniosła na pół chwili żelazną przyłbicę,
Po twarzy w niej poznano Walkirię – dziewicę.
W jej oczach błyskawice, wielce groźna mina,
Na tarczy owoc żółty. Cóż za herb? Cytryna?
Miecz uniosła w powietrzu, mocno nim świsnęła,
Aż się kolumna orków od podmuchu zgięła.
Przy niej FuR, co wyzwanie rzucał wrogom hardo
Rozwalając im głowy swoją halabardą.

Tymczasem nieco dalej walczy też niewiasta,
Co zamiast ostrej broni, wałek ma do ciasta.
Z fechmistrzowską finezją dzielnie nim wywija
I tłucze trolle po łbach, po nosach, po szyjach.
I każdy kto ją ujrzał tej szczęsnej godziny
Równał ją do Samsona, co bił Filistyny.
Major Płut, co odstawił był piwa antałek
Podrapał się po głowie: Magiczny ma wałek!
Oręż jej to odbierzcie! Dalejże no chłopy!
Orków się zaroiło niemalże na kopy.
Dziewczyna się ogania, wałkiem ostro siecze,
Lecz orki wystawiają na nią srogie miecze.
Ów złapie ją za bluzkę, a ów za spódnicę,
Musiała się wycofać. Schwyciła miednicę.
Jak tarczą się osłania, zbija orcze ciosy,
A orki wrzask podniosły, krzycząc wniebogłosy:
Huhu, gwałcić, rabować, dorwiemy ją zara!
Dziewczyna się obronić z wielkim trudem stara
I kiedy już myślała, że się nie obroni,
Tętent się na podwórzu rozległ kilku koni.
Trzymaj się Veroniqhann – słychać znane głosy.
Toż to nasi przybyli i zadają ciosy!
Pierwszy strojny młodzieniec z połyskliwym mieczem,
Co to niby Herkules z góry orki siecze.
Obok zaś spięła konia, skoczyła na wrogów,
Niczym Freya za czasów wielkich wojen bogów,
Dziewczyna z miną Marsa, a urodą Diany,
Zbierając krwawe żniwo puściła się w tany.
Gardenio i Elrosie – Dzięki za przybycie.
Krzyknęła Veronoqhann, gdy wtem naraz skrycie,
Jakiś troll znów od tyłu chciał jej wrazić widły,
Co na nosie miał pypeć wielki i przebrzydły.
Zadrżało serce w piersi Veronihhann mężnej,
Lecz nagle się rozległo świśnięcie potężne.
Głowa trolla odcięta od ciosu topora.
Hm - stwierdził dzielny Naugril. – Myślę, że już pora
By ostrze me włączyło się w całą zabawę.
Nie lubię, gdy ktoś obok zgarnia całą sławę.
I rzucił się na orków dumny i zwycięski
Szerząc swoim toporem najstraszliwsze klęski.

W białej sukni, tak pięknej, że nie siada muszka,
Zza węgła nagle wyszła zdziwiona Szauszka,
Gdy wyszła zrywać kwiatki, myśleć o chłopakach,
Nie sądziła, że nagle będzie draka taka.
Sam major do niej podszedł: Jam nie troll, nie kłamię!
To tylko tak dla picu potrzebne przebranie.
Przystojny facet ze mnie, choć ze mną na ganek,
Bym mógł uszczknąć dziewictwa twego słodki wianek.
Dziewczyna popatrzyła nań z pogardą, z góry,
Wzrokiem, co gdyby trafił, rozkruszyłby mury.
A potem białą rączką dała mu po pysku.
Płut przeleciał przez folwark lądując na rżysku.
Tuż obok niej są orki, lecz Cathia ją broni,
Karabelę srebrzystą dzierży w kształtnej dłoni.
Jak kapelmistrz wywija z gracją swą batutą,
Albo też jak mistrz Fidiasz, gdy miał w ręku dłuto,
Z taką Cathia precyzją szablą swą wywija,
Co jedno uderzenie, leci orcza szyja.
Obok Josiph pracuje, przy nim Fragorn drugi,
Przed nimi się ustawił szpaler orków długi.
Niby smok ku nim idzie zbrojony żelazem,
Lecz Josiph się zamierzył nań ogromnym głazem
I cisnął w czarną głowę żelaznego smoka,
Rozleciała się głowa, trysnęła posoka.
Skoczyli wraz z Frangornem oraz z Nenitrisem,
Co dziś zamiast topora, wybrał wielką spisę.
Niby żniwiarz na polu, tak sobie poczyna,
Gdy szereg za szeregiem równo orków ścina.

Gardenia, która właśnie cios zadała taki,
Że trollowi z przeciwka wypróżniło flaki
Dziwiąc się wyskoczyła na drewnianą furę,
By lepiej widzieć orka lecącego w górę.
Czyżby orki latały? – Wpadła w namysł długi,
Bowiem zaraz po pierwszym, wnet poleciał drugi.
Lecz orki nie latają, jednak jednym z gości,
Co to do Soplicowa, przybył był z grzeczności
Słynny mistrz karateka z Szaolinu prosto,
Gdy go orki wkurzyły, zabrał się na ostro.
Lat naście tam trenując świetne miał wyniki
Studiując wszystkie tajne, prastare techniki.
Stąd właśnie to latanie, walił orki w szczęki,
Używając do tego wibrującej ręki.
Czajna sobie poradzi. I to całkiem spoko –
Pomyślała Gardenia kopiąc trolla w oko.
Troll zawył, gdy mu oko właśnie w tej minucie
Białym śluzem kapało po Gardenii bucie.
Posyłanie przez Czajnę orków na orbitę
Również i przez Fragorna zostało odkryte.
Gdy to ujrzał po rozum udał się do głowy,
Wymontował ze studni wielki wał korbowy.
Gdy ork się jakiś zbliżył, Fragorn się zamierzył
I niczym błyskawica, z całych sił uderzył.
Jak ptak ork poszybował, lecąc prosto w Słońce,
Tak zrodził się cios słynny, korby wibrującej.

Każdy swą ma technikę – pomyślała Lilith,
Gdy ją orki w tej właśnie otoczyły chwili:
Ależ drodzy panowie, co wy? Na dziewczynę?
Wiem, że macie ochotę igrać odrobinę.
Izba jest tu przytulna zaraz obok właśnie,
Lecz jam biedna samotna, a was paręnaście.
W tak dużej grupie żaden związek się nie klei,
A chcecie się zabawić, chodźcie po kolei.
Dobra! – orki krzyknęły. – Pierwszy idzie który,
Poznać żar boskich kształtów tej słowiańskiej córy?
Ja, ja! – każdy zakrzyknął – Nie ty, lecz ja idę.
Jeden drugiemu nagle w plecy wetknął dzidę,
Ten nożem, a ten mieczem, ten szablą przywalił,
Ten muszkiet naszykował, celował, wypalił.
W ten sposób oddział orków obok Lilith blisko
Zamienił się w walczące z sobą kłębowisko.
Dziewczyna widząc bójkę, wpadła w namysł krótki,
Jaka łatwa robota, ale to są głupki!
Wreszcie ork co zwyciężył, znalazł się na górze
Bez oka, zakrwawiony, w starganym mundurze:
Hehe, reszta nie żyje, mam prawo do ciebie
Choć dziewczyno do izby. Będzie nam jak w niebie.
Lecz Lilith, jak to czynią wszystkie piękne panie
Wygięła lekko wargę: Wiesz, zmieniłam zdanie.
Ork spytał: Więc walczyłem tutaj nadaremno?
Lecz Lilith słodko rzekła: Kobieta jest zmienną.
Za zwycięstwo nagrodę będziesz miał uczciwą,
Twoi kumple nie żyją, ty zaś ujdziesz żywo.
Ork rzucił się do przodu, lecz dziewczyna mądra
Wiedziała co ma robić. Kopnęła go w jądra.
Piękną nóżką, w pończoszce, w złoconym trzewiku
Trafiła go w dziesiątkę, ów narobił krzyku.
Wił się, wył, ryczał, płakał, więc dziewczyna przeto
Spytała: Co się stało? Stałem się kobietą!
Bo to kop był straszliwy, taki jakich mało,
Że co miał ork męskiego, wszystko się urwało.
A Lilith popatrzyła na orkową mękę
Radząc mu współczująco: Ubierz się w sukienkę.

Przy oborze, za stajnią, gdzie psia stoi buda
Wdzięczna Lorin łuczniczka, córka Robin Hooda,
Cała w zieleń odziana, z cisu łuk uniosła,
Jak lilia delikatna, jak słonecznik rosła.
W ciżbę wrogów leciała wciąż za strzałą strzała,
W jej ręku niczym lutnia, tak cięciwa grała.
Na przykład pierwszy pocisk w orka pomknął prędko,
Co ryczał gromkim basem, wnet zaśpiewał cienko.
Są magowie na Litwie, wioskowi szamani,
Lud prosty każdy szaman iluzjami mami.
Z kapelusza królika, albo blachę z ciastem
Wyciąga. Także samo było z Radagastem.
Głowę miał on dość bystrą, a więc ruszał głową
I podchodzić do magii pragnął naukowo.
Kamień filozoficzny! To był jego ambit.
Kamienia nie wynalazł. Trafił się dynamit.
Raz w pracowni połączył trojakie mikstury
I ... wysadził pracownię, a wraz z nią pół góry.
Chciano go aresztować, więc się nasz mag chował,
Tak wędrując przez Litwę, wszedł do Soplicowa.
Siedząc teraz na szczycie najwyższego dachu
Miotał na dół dynamit, pędząc orki w strachu.
I biegły w prawo, w lewo przestraszone tłumy
Dziwiąc się - nie ma deszczu, a biją pioruny?

Zaś Nailee podniesiony tymi przewagami
Bracia! – Krzyknął. – Do przodu! Zwycięstwo jest z nami!
Lecz Szauszka złożyła sprzeciw bardzo ostry:
Dlaczego tylko bracia? Przecież są i siostry!
Oczywiście, przepraszam. Wszak w jedności siła.
Dalej siostry i bracia, byle zgoda była.
Tymczasem by ratować swoim ludziom tyłki
Major Płut, troll – dowódca, wprowadził posiłki.
Awangarda to armii, elita wojskowa,
Pluton orczych żołnierek wszedł do Soplicowa.
Zdziwiony Elros patrząc aż otworzył usta,
Nie widząc nigdy wcześniej pań o takich biustach.
Mundur skąpy do tego, ze spódniczką mini,
Górę stanik stanowił wzięty od bikini.
A każda jego miska, co pierś okrywała,
Orderami pokryta była prawie cała.
Kozak na każdej nodze z wysokim obcasem,
I szabelka na biodrach przyczepiona pasem.
Naprzeciwko stanęli Gardenia z Naugrilem,
FuR, Lorin i Szauszka podeszli za chwilę.
Cathia, Fragorn, Nenitris, Josiph, Elros, Czajna,
Doborowa wraz z Naileem zeszła się ferajna.
Lecz nawet w takiej paczce robią się wyłomy,
Chłopcy oddech stracili, każdy jest zdumiony.
Wstrząśnięci obfitością kształtów pań orkowych
Jeden w drugiego wszyscy potracili głowy.
Major Płut widząc rejwach u swych adwersarzy,
Z uśmiechem, co okrutny, wyrósł mu na twarzy
Krzyknął: Dzisiaj padniecie z ręki orczyc moich,
Żadna z nich lęku nie zna i was się nie boi.
Widząc, że teraz bitwa klęskę przypomina
Wielka odpowiedzialność legła na dziewczynach.
Gardenia się ozwała: Wstydźcie się panowie,
Jakże brudne myślenie chodzi wam po głowie.
Ich piersi są z pewnością mocno dozbrojone,
Przez chirurgów plastycznych orczych silikonem.
Cóż, panie, chodźmy same, prędko do ataku.
Liczmy teraz na siebie, a nie na chłopaków!
Hola! – Elros zakrzyknął. – Hola, hola! Gdzie tam?
Nigdy mnie nie wyprzedzi w ataku kobieta.
Dalej, naprzód panowie! Idziemy z paniami!
Mężczyźni pozostali skinęli głowami.
Zawstydzeni Gardenii bojowym okrzykiem
Na orczyce ruszyli zwartym, mocnym szykiem.
Te widząc, że ich urok na mężczyzn nie działa,
Zdziwione przystanęły, potem dały drała.

Za nimi Płut podążył: Wracajcie łajdaczki!
Tak pędząc przez podwórze, najpierw zdeptał kaczki
Potem upadł w koryto, potem w dół z kompostem,
Chciał przez płot się przedostać i przebiec pod mostem,
A potem do Modoru dotrzeć poprzez lasy.
Miał w chlebaku skradzione elfinom lembasy
I sądził, że wystarczą one mu na drogę.
Niestety uciekając stanął na stonogę,
Pośliznął się i wyrżnął, leżąc na podwórzu
Wśród ciał orków i trolli, w krwi, pocie i kurzu.
Chwilę później się zerwał. Drzwi ma jakieś z boku.
Widząc z mieczem Gardenię, zerwał się do skoku.
Klęska! Klęska straszliwa! Trzeba się ratować.
Skoczę w drzwi, no a później zdążę się gdzieś schować.
I skoczył, błyskawicznie, niby wicher bieży,
Skoczył za drzwi i zamknął, potknął się i leży.
Coś ostro zaśmierdziało. Popatrzył do góry,
Kilkanaście grzęd stało, a na grzędach kury,
Bo kiedy skoczył za drzwi, to w skoku wyniku
Znalazł się w pięknym, małym, folwarcznym kurniku.
Jedna z kur zagdakała mu do ucha słodko:
Majorze Płucie, trollu, jestem patriotką.
Sprytny kogut zatrzasnął zamek w drzwiach pazurem,
A wszystkie inne ptaki, spojrzały na kurę.
W głosie kury żelazna pobrzmiewała wola:
Za nasz kurnik i Litwę, dalejże na trolla!
I pierwsza na majora ruszyła w ataku,
A za nią popędziło stado całe ptaków.
Płut walczył i zabijał wśród gdakania, krzyku,
Tak się właśnie odbyła, słynna rzeź w kurniku.
Veroniqhann podeszła, szarpnęła za wrota,
Ktoś je zamknął na zamek. Fachowa robota.
Josiphu podejdź proszę i podaj mi klucze,
Bo Płut tam siedzi w środku. Ptactwo go zatłucze.
Lecz Josiph się uśmiechnął i tak jej odmruczy:
Przykro mi Veroniqhann, lecz ja nie mam kluczy.
Gdy budyń waniliowy na deser robiłem,
To wpadły mi do mleka, i tak je zgubiłem.
Żartujesz! A Płut siedzi w takim położeniu ...
Nailee nagle jej rękę złożył na ramieniu:
Chlubą wielką jest litość w sercu cnej kobiety,
Stąd rozumiem twe słowa, ale dziś niestety,
Jeśli Płuta ktoś żywcem wypuścić pozwoli,
On w miesiąc tu powróci z zastępami trolli.
Teraz, gdy się urzędnik nas zapyta który:
Kto majora załatwił? Zadziobały kury.
Tu zwrócił się do wszystkich: Właśnie dowiedziono,
Że Josiph zgubił klucze pro publico bono.
Teraz wielkie zwycięstwo wszystkim się ogłasza,
Niech żyje Soplicowo i ojczyzna nasza!
Ucztę wielką sprawimy, bawmy się wesoło,
Niech cymbały nam brzęczą, grajki grają w koło,
Z beczek ciurkiem niech płyną wina, piwa, miody,
Wszystkie sproście z sąsiedztwa znamienitsze rody.
Polonezem, jak każe sławny zwyczaj stary
Biesiada się rozpocznie. Tańczą wszystkie pary!

Ja, Kelly, w owym starciu udział także brałem
I co tu napisano, wszystko to widziałem.
Okiem woja, który też para się i piórem,
Widziałem garstkę dzielnych, wrogów całą chmurę.
Męstwo paru przyjaciół, co poszli na boje,
Musiało zrównoważyć orków, trolli roje.
Lecz zręczność, silna wola i odwaga w końcu
Błysły zwycięskim blaskiem w południowym słońcu.
I niewielu najeźdźców uszło z owej matni,
Tak na Litwie się zajazd zakończył ostatni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keriann
Administrator



Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 1113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Nie 21:45, 03 Gru 2006    Temat postu:

Respect... Padam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LarkinLess




Dołączył: 06 Gru 2006
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: LEGNICA

PostWysłany: Czw 18:53, 07 Gru 2006    Temat postu:

Embarassed ....



Drzewna Panna

Podsiadłem topolę spijając z jej cienia,
Zgubiły mnie zboża – marzyłem marzenia.
A byłem tam ja i była ona,
Tubylcza piękność nieodgadniona.
Piętnując palcami ludzkie kształty chmur,
Ty wołasz człowiek, ja piekielny stwór.
Splotły się dwa światy na makowym polu,
Gdzie ni wejść, ni wyjść – niespieszno nikomu.


A ja tu jestem w to drzewo wpleciona,
Jak długo czekam człowieka stęskniona.
Przed pierwszym spojrzeniem długo się wzbraniałam,
Tak jak człowieka, stęsknionam kochania.

Nagle dziewczyna zstępuje z drzewa,
I jawy to – nie snu potrzeba.
Cóż bardziej dziwi, spełnienie czy piękno?
Precz byłe życie! – boś było udręką.
Spełnia się proroctwo: sen staje się światem,
Nic tu po rozumie, dusza naszym swatem.
Odtąd już prawdziwie tonąć będziem w makach,
Zostawmy topolę, nieszczęsnaś w niej taka!


Oj żebyś ty wiedział - ja tu uwięziona,
Z nią się narodziłam i z nią przyjdzie skonać.
Nie chcę tak wielkich wyrzeczeń od ciebie,
Byś przy mnie ostał, przy mnie i przy drzewie.

Niczym grom, kolana uderzają w ziemię,
I patrzę błagalnie: jak uwolnić ciebie?
Jak porwać i uciec, jak nam pomóc mogę?
Nic nie odpowiadasz tylko spuszczasz głowę –
Bo wiesz, że o zmroku przy słońca zachodzie,
Wtopisz się na powrót w osinę przy drodze.
Już postanowione, w noc tą czuwać będę,
A z pierwszym ptakiem, nim nam gwiazda wzejdzie...


Czyś gotów tak bardzo zaufać miłości
By z rzeczy naturą wdać się w zawiłości?
Dobrze, więc pobierzmy jako ustalone,
Wzdłuż przyleśnej nici świtaniem zamglonej.

Podróż z nią- cudowność, chodź podszyta trwogą,
Któreż to wyrocznie, cóż uczynić mogą?
Dzień już dojrzał południa, odpoczynku prosisz,
Ukłuta zmęczeniem usta pragniesz zrosić.
Biegnijmy miła! – w te czerniawe knieje,
Tamże odpoczniemy aż słońce skruszeje.
Gdy obniży loty w dalszą ruszym drogę,
Zaklęcie pokonam, przysięgam ja tobie.


Nie czerpiąc z korzenia, z podziemnego źródła,
Słabsza coraz jestem i bardziej marudna.
A cóż to za żywot wśród koron, gałęzi –
Nie, nie wrócę już nigdy do tamtej uwięzi!

Jeszcze zerkały oczy ku sobie
I słyszeć można krwi ciche szelesty,
Ze słońcem zaszłaś a w ostatniej mowie
Urwałaś i przysięgę i kochania gesty.
Do kogóż płakać, unieść się z pretensją,
Czy są jakie bogi w tym borze, w tym świecie?
Klęczę przed suchą topoli gałęzią,
Przeklinam te czary, ktoś je wznosił przecie.


Nie za swoje to winy jestem ukarana,
Alem z żalu czyjego w listowie przybrana.
Gdzież mi się teraz przyjdzie narodzić,
I którąż z dróg tylu sobą przyozdobić?

Uleciałem jej szukać w tamtej osiczynie,
Ledwom karku nie skruszył lecąc przez parowy -
Lecz tam ni śladu po drzewie...ani po dziewczynie.
Wtem podsłuchałem jakiś głos całkiem mi nowy,
Co się odzywał grubym ciężkim jękiem –
Nie zgadnąć czy na przestrach czy może zachętę,
W górem jednak spojrzał i spostrzegłszy pełnię
Pobladłem, czymże przerażon bardziej nie wiem -
księżycem czy dźwiękiem?


Szukasz tu czego rumiany młodziku,
A innych gałązek tu rośnie bez liku.
Gdzież ty ją znajdziesz w tym gęstym listowiu,
Co się we światach narodziło w nowiu.

A prawiły głosy noc całą legendy,
O pannie drzewnej o kochankach rzewnych -
Co jej szukając jakoby po borach,
Ginęli bez śladu niczym senna zmora –
Odzywając się kiedy jakim tkliwym jękiem,
Co przeleci przez ugór to płaczem to stękiem.
I snują się panicze z podeschłą gałązką,
Topoli wołają nocną ciszę mącąc.


Więc i ty bieżaj w nieszczęściu póki pełnią palę,
Wypatruj swej panny chodź nie znajdziesz wcale –
Nic poza szumem udręczonych liści,
I nic poza to, co sam sobie przyśnisz.

A nie stój a nie patrz na wyrwy korzeni,
Toż żaden śmiertelnik tych bajań nie zmieni.
Tobie już do życia mało kromki chleba,
I tobie nie zaznać...ni piekła ni nieba.












ps. wszelkie" błędy " interp.zamierzone...he
Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
borowiak
Głos Gaju



Dołączył: 18 Sie 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:21, 07 Gru 2006    Temat postu:

Larkin najpierw oszołomiłeś mnie swoim artykułem o metodzie Silvy , a teraz to.
Szok
Cieszę się że cię poznałem Smile


Ostatnio zmieniony przez borowiak dnia Czw 22:44, 07 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wiedzmanna
Głos Gaju



Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:26, 07 Gru 2006    Temat postu:

Larkin, jestem pod wrażeniem.... Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LarkinLess




Dołączył: 06 Gru 2006
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: LEGNICA

PostWysłany: Pią 9:02, 08 Gru 2006    Temat postu:

...serdeczne dzięki...nawet nie wiecie jak ja sie cieszę, że poznałem Was Padam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin